Drukuj
Kategoria: Recenzje

DCG Records 1992

Sonic Youth - DirtySonic Youth jest jedną z najciekawszych i najoryginalniejszych grup grających awangardową, rockową muzykę. Zespół ten powstał w 1981 roku w Nowym Jorku i początkowo tworzył dość dziwne punkowe utwory z elementami hałasu, robionego głównie na gitarach.  Wielu fanów uważa, że doskonałym przykładem wczesnego brzmienia grupy, są wydawnictwa ,,Kill Your Idols'' oraz ,,Confusion Is Sex''. Jak to zwykle bywa w przypadku tego typu przebiegu wydarzeń dziennikarze natychmiast, chyba po to aby uzyskać porozumienie z fanami, przyczepili do interesującego, nowatorskiego brzmienia kapeli adekwatny ciąg znaków. W tym przypadku było to noise rock.

,,Dirty'' jest ósmym albumem grupy. Chociaż minęło już ponad trzydzieści lat od tego jak Sonic Youth powstało oraz ponad dwadzieścia lat od czasu ukazania się ,,Dirty'', opisywana muzyka jest w gruncie rzeczy rewelacyjna i ponadczasowa.

Uwagę słuchacza natychmiast zwraca nieoczekiwane i dziwne nastrojenie gitar. Często zamiast typowych riffów prowadzących mamy tu do czynienia z dziwnym jazgotem, podobnym do tego jaki jest na pierwszych albumach Godflesh. Trochę podobe są też ,,solówki'' Normana Westberga na płycie ,,Filth'' grupy Swans. Sonic Youth ma jednak własne brzmienie i te analogie są u gruncie rzeczy dość mgliste. W swoim enigmatycznym, nieco punkowym stylu Sonic Youth przemyca idee w zasadzie zgodne z ogólnymi standardami jakie panują w muzyce rockowej. Są tu ballady oraz ostrzejsze kompozycje. Teksty, często deklamowane w pierwszej osobie opisują różnego rodzaju stany  egzystencjalne w jakich może znaleźć się jednostka osadzonej w specyficznych realiach demokratycznego społeczeństwa.

Większość kompozycji jest dość bogata aranżacyjnie. Są tu zmiany tempa, ciekawe wtrącenia z pozoru nie pasujących ,,tematów'' na obszarze kilku taktów, mroczne solówki. Ponieważ ogólne brzmienie tej muzyki jest bardzo ekstremalne, więc naturalnie nie każdemu musi ono przypaść do gustu. Być może melomani przyzwyczajeni do tradycyjnych piosenek uznają te materiały jako ,,odgłosy z próby pacjentów zakładu dla obłąkanych''. Dobrze jest czasami posłuchać ,,Dirty'' po jakimś typowo elektronicznym wydawnictwie. Od razu widać walory tego typu muzyki. Jest w niej siła czwórki utalentowanych muzyków. Praktycznie każdy instrument ma własną siłę wyrazu, a na uwagę zasługuje szczególnie praca perkusisty. Wszystkie rytmy, bez względu na to czy są połamane czy proste Steve Shelley gra bardzo profesjonalnie i jednocześnie po swojemu, w charakterystycznym stylu nacechowanym luzem oraz feelingiem. Jakże mocno kontrastuje to ze znacznie słabszym rytmem granym przez automat perkusyjny w wielu kapelach mylnie sądzących że perkusistę może ,,bez strat'' zastąpić ,,czarna skrzynka''. Ciekawe że nawet obecnie, jeśli pokusimy się o wysiłek i wytrwałość, w internecie i innych mediach, możemy znaleźć masę ciekawych informacji o Sonic Youth. Na przykład fakt, że pomimo wydania siedemnastu płyt oraz ośmiu epek, a także masy singli i kompilacji, grupa wciąż eksperymentuje z brzmieniem i poszukuje zawsze nowych form muzycznego wyrazu. Jest to cecha charakterystyczna wybitnych zespołów. W obecnym natłoku płyt, niewątpliwie powstaje dużo dobrej muzyki. Po to aby pozostać na szczycie, zespoły nie mogą po prostu osiąść na laurach. Dlatego sięgają po nowe badania, nowych producentów, nowe środki marketingu itp. Nie wiadomo w jakim kierunku idą badania eksploracyjne Sonic Youth. Wydaje się jednak, że kilka ostatnich płyt, jak na przykład Rather Ripped z 2006 roku jest jednak bardziej przystępnych. 

,,Dirty'' posiada ciekawy styl, brzmiąc po prostu profesjonalnie. Głównie ze względu na dość luźny charakter wszystkich prawie piosenek, ciekawe teksty oraz dwa wokale, jeden kobiecy (Kim Gordon) a drugi męski (Thurston Moore). Płyta jest chyba najlepsza jeśli chodzi o dyskografię Sonic Youth. Zawiera całą esencję ich pomysłów.  Mało kiedy można się tak dobrze bawić, słuchając muzyki. Utwory są ze sobą przemieszane tak, że prawie każdy z nich jest utrzymany w innej stylistyce. Wszystkie kompozycje pozostają jednak w granicach charakterystycznego klimatu zespołu.

Bardzo ciekawa jest też szata graficzna recenzowanej płyty. Na wewnętrznej stronie okładki są zdjęcia różnego rodzaju kukieł i pacynek. Jeśli chodzi o wizualizacje, to bez wątpienia Sonic Youth na poszczególnych wydawnictwach zamieszcza dadaistyczne obrazki. Czasami ma to związek z otoczeniem socjologicznym w jakim nagrywano poszczególne materiały.

Choć bez wątpienia nie jest to industrial, to warto poznać ,,Dirty''. Jest to prawie sześćdziesięciominutowa porcja hałaśliwej, kakofonicznej muzyki alternatywnej najwyższych lotów, trochę w klimatach Fudge Tunnel z albumu ,,Creep Diets''. Płyta ta niewątpliwie wyprzedziła czasy lat 1990 - tych i jest świeża i atrakcyjna nawet teraz, kiedy muzycy otoczeni są narzędziami produkcyjnymi najwyższych lotów, które znacznie ułatwiają proces twórczy, powodując jednocześnie rozleniwienie a czasami wręcz marazm twórczy. Powoduje to niekiedy znaczne upraszczanie utworów, brak przejść, sampli, płaskie brzmienia. Podsumowując można orzec iż, z powodu niczym nie skrępowanej zajawki zamrożonej w doskonałej muzyce, różnorodności brzmieniowej, oryginlności oraz awangardowego stylu ,,Dirty'' zasługuje bez dwóch zdań na najwyższą możliwą ocenę w dowolnej skali, przy rozsądnie zdefiniowanym kryterium.  

Drumcomputer