Old Temple 2019
Wydana tuż pod koniec 2019 roku płyta „Radiance Of A Thousand Suns” wprowadziła pewne zaskakujące zmiany w muzyce Whalesong. Pierwszą z nich jest zastąpienie automatu perkusyjnego udziałem perkusisty. Ponadto płytę uświetniły znakomite osobistości muzycznego świata, mianowice Thor Harris (Swans) oraz Grekh (Decapitaded).
Album składa się z dwóch płyt i razem zawiera blisko sto minut ciężkiej muzy.
Pierwsza z nich jest tym właściwym trzonem albumu natomiast na drugiej znajdziemy długą czterdziesto minutową kompozycję „Radiance Of A Thousand Sun”. Mimo zabiegu rozciągnięcia albumu na dwa krążki Whalesong udało się utrzymać spójność.
Płyta rozpoczyna się bezpardonowo. Rzężenie nisko nastrojonych gitar, psychodeliczne partie instrumentalne Thora Harrisa (Swans) na orientalnym instrumencie Dulcimer, abstrakcyjne połamane rytmy perkusisty Grekha (Decapitated) zwiastują ciężką, ambitną, mroczną i trudną w odbiorze muzykę.
Płyta niewątpliwie ma swój klimat. Radiance of a Thousand Suns odwołuje się do eksplozji bomb atomowych oraz wypowiedzi jednego z ich twórców J. Roberta Openheimera. Z pewnością echa inspiracji zagadnieniami wojny nuklearnej, ogromnych eksplozji, apokalipsy odcisnęły swoje piętno w utworach Whalesong.
Stylistycznie Whalesong nawiązuje do współczesnych, mocnych dokonań Swans (w składzie z przed płyty Leaving Meaning). Myślę, że nie zrobię krzywdy jeśli o tym wspomnę. Sam fakt mocnego udziału muzycznego jednego z muzyków Swans – Thora Harrisa ukierunkowuje muzykę zespołu w tym klimacie. Gry Thora na tej płycie jest naprawdę sporo i jeżeli ktoś uwielbia Swans z pewnością będzie usatysfakcjonowany. Instrument Dulcimer, na którym gra Thor Harris, to coś w rodzaju strunowych cymbał, na których gra się szarpiąc struny palcami lub uderzając specjalnymi młoteczkami. Przynajmniej tak mi się zdaje. Natomiast nawiązania do amerykańskiej grupy to tylko pewien punkt wyjścia, gdyż zespół Whalesong przez lata istnienia wyrobił sobie własny styl.
Michał Kiełbasa (Niethan) gra na ośmio strunowej gitarze, której brzmienia schodzą wyjątkowo nisko. Partie gitar to minimalistyczne, ciężkie, powtarzające się transowo riffy; przypominają walec, który miażdży wszystko na swojej drodze. Muzycy używają również metalowych elementów takich jak piły tarczowe, korzystając z nich jako dodatkowych źródeł dźwięków perkusyjnych, gongów, thereminu, wiolonczeli, sitar, akordeonu, saksofonu, wibrafonu, etc. Wymienione wyżej niektóre z tradycyjnych instrumentów potraktowane są eksperymentalnie. Tu i ówdzie pojawiają się różne preparacje oraz elementy gitarowego noise, niekiedy przeplatane abstrakcyjnym solo na saksofonie.
Nieoceniony jest udział perkusisty Grekha z Decapitated w kilku utworach! Jego gra pcha muzykę zespołu kilka półek wyżej. Powstaje coś w rodzaju mieszanki metalu, jazzu, noise i hardcore. Cóż za wspaniała robota. Są to niewątpliwie zajebiste klimaty, bardzo bliskie mojemu poczuciu estetyki muzycznej. Gdyby Whalesong udało się kiedyś zbudować płytę z ośmiu mocnych, zwartych czasowo utworów takich jak „Rebirth” czy „Opening The Mouth To Hell” myślę, że powstałby fenomanalny album. Z drugiej strony spokojniejsze, eksperymentalne kompozycje, czy długie transcendentalne improwizacje również mają swój urok. I bez wątpienia bez tego elementu muzyka Whalesong straciłaby swój oryginalny charakter, który pokazuje swoje walory podczas występów na żywo. Eksperymentowanie i poszukiwanie nowych terytoriów muzycznych to jeden z wielu kluczy tej płyty.
Płytę zarejestrowano w studio kierowanym przez Michała z Whalesong: „Antisound Studio” w Tarnowskich Górach. Michał w całości zajął się produkcją, miksem oraz masteringiem. Album brzmi świetnie.
Jest to jedna z ciekawszych płyt jakie miałem ostatnio okazję usłyszeć i przyznam szczerze, że brakowało mi takiego gitarowego uderzenia na polskiej scenie industrialnej. Szacunek i prosimy o więcej.
Łebski