Artofact Records 2020
„Hijacker” to płyta solowego projektu zmarłego w 2018 roku muzyka Front Line Assembly Jeremy’ego Inkela. Album został wydany dwa lata po jego śmierci. Słuchając tej płyty z jednej strony doświadcza się prawdziwej przyjemności obcowania ze współczesną elektroniką najwyższych lotów, z drugiej strony album skłania do refleksji nad życiem oraz tym jak jest kruche.
Oprócz FLA Jeremy grał również w mniej znanym ale zasługującym na uznanie zespole Left Spin Down. Udzielał się także w Delerium i Noise Unit. Był aktywnie występującym artystą na trasach koncertowych nie tylko Front Line Assembly ale również Ministry czy Skinny Puppy. Warto nadmienić, że tytuł recenzowanej płyty „Hijacker” to nazwa innego projektu muzycznego Jeremy’ego. Remiks w wykonaniu Hijacker znalazł się chociażby na kompilacji Front Line Assembly „Echoes”.
Płyta przynosi kilkanaście utworów utrzymanych w nowoczesnym elektronicznym stylu, który łączy techno, house, IDM, dubstep… z pewnością znalazłoby się jakieś mądre określenie na ten gatunek muzyki spinający klamrą płytę „Hijacker”. W każdym bądź razie kawałki brzmią bardzo świeżo, profesjonalnie. Mamy mocne taneczne rytmy, nisko schodzący bas. Abstrakcyjne plamy dźwiękowe. Sporo tu ciekawych próbek. Utwory tworzone były z pewnością z myślą o tym, żeby dobrze się przy nich bawić.
Oprócz ciekawych pomysłów, chwytliwych rytmów czy schematów brzmieniowych słychać pewien posmak stylu FLA z płyty Echogenetic. Słuchając Hijacker doświadczam smutnej konstatacji jak wielki skarb stracił macierzysty zespół z Vancouver. Jeremy Inkel miał swój niewątpliwy wkład w brzmienia ostatnich produkcji FLA i z pewnością po jego odejściu zespół już nigdy nie będzie taki sam.
Płyta stoi bardzo wysoko jeśli chodzi o współczesną elektronikę. Realizacja jest profesjonalna, muzyka brzmi bardzo dynamicznie w pełnym paśmie, zachęca do zabawy. Gdybym był czynnym djem na pewno kilka utworów z Hijacker wylądowało by w moim secie. Odsłuch, zabawa przy utworach z „Hijacker” na mocnym klubowym bądź koncertowym sprzęcie to konieczność. Muzyka Jeremy’ego Inkela zasługuje na to w 100%.
Łebski