Drukuj
Kategoria: Recenzje

Dossier 2002 / Klangalerrie 2017

chrome - ghost machine„Ghost Machine” to jedna z ciekawszych płyt w dorobku zacnej i nowatorskiej grupy Chrome, która działa od 1976 roku i pochodzi z San Francisco. Album został pierwotnie wydany w 2002 roku  w niemieckiej wytwórni Dossier. Nie dawno wznowiła go wytwórnia Klangalerrie. Myślę, że to świetna okazja, by przypomnieć to dzieło.

Muzyka Chrome od zawsze mnie intrygowała. Pomimo iż zespół od lat gra unikatowy, trudny do zaszufladkowania styl, który na szybko można scharakteryzować kilkoma słowami takimi jak surrealistic rock, industrial rock, powszechnie uważa się, że kapela ta na początku okresu swej działalności  była jednym z prekursorów eksperymentalnej muzyki  określanej później industrialem a z pewnością miała swój wkład w ten gatunek. Choć tak naprawdę ich korzenie nawiązują do kraut rocka i ich wczesna działalność wpisuje się w eksperymentalne granie okresu końca lat 70-tych i wczesnego początku 80-tych, kiedy to w różnych stronach globu zaczęto eksperymentować z syntezatorami i innym elektronicznym sprzętem a muzyków inspirowała literatura science fiction czy choćby takie filmy jak „Mechaniczna pomarańcza” w reżyserii Stanleya Kubricka.

Wydana sporo później, bo w 2002 roku, po industrialno metalowym boomie lat 90-tych płyta „Ghost machine”, jest bardzo dojrzałym albumem w dorobku Chrome. Zawiera najlepsze cechy oryginalnego stylu zespołu, jak również wiele nowych oryginalnych pomysłów. Ciężkie rockowe granie miesza się z futurystycznymi industrialnymi dźwiękami syntezatorów analogowych. Znajdziemy tu zarówno całkowicie elektroniczny, melodyjny,  grany na starych analogowych maszynach utwór „The Wind” ale też eksperymentalny, połamany i gitarowo hałaśliwy  „Santa Will I Die”.  Nie brak też wielu industrialno metalowych i crossoverowych kawałków, które śmiało można byłoby postawić na półce obok Ministry z czasów ich płyty Psalm 69, czy takich kapel jak Buthole Surfers. Pomimo zróżnicowania większość utworów na „Ghost machine”posiada swój wspólny mianownik. Jest to specyficzny i oryginalny styl Chrome. Na jego wpływ mają wokal i nietypowy styl gry na gitarze lidera formacji Heliosa Creeda. Brakuje tu niepotrzebnego silenia się na hity, sztampowych, sztucznych melodii, zwrotek czy refrenów. Słychać natomiast, że Chrome mają progresywnego rocka we krwi a w sercu industrial i eksperymenty, koncepcja natomiast jest futurystyczna i surrealistyczna. 

Podstawą albumu jest ok.  9 psychodelicznych industrialno metalowych utworów. W ten niesamowity i mocny trzon wpleciono tu i ówdzie kilka oryginalnych eksperymentalno taśmowych kompozycji . Są to intra, wstawki w środku lub na końcu utworu, bądź autonomiczne kompozycje, jak dłuższy, trwający 8,5 minuty utwór Inner Space.

Muzyka ma niewątpliwie psychodeliczny charakter. W niektórych momentach rockowe granie jest celowo zagłuszane i zdominowane mocnymi, abstrakcyjnymi dźwiękami syntezatora analogowego. Te monumentalne dźwięki przytłaczają swoim ciężarem resztę zespołu i tworzą niesamowicie sugestywny i bardzo psychodeliczny efekt. Hellios Creed znany jest z przetwarzania gitary różnymi efektami. Na Ghost Machine znajdziemy masę tego typu dźwięków. Również brzmienia wokalu są ciekawie spreparowane. Na uwagę zasługuje niekonwencjonalny i artystyczny miks nagrań. Praktycznie każdy utwór ma własne, inne brzmienie. Czasami umiejscowienie wokalu jest w jednym głośniku, gitary w drugim. Niekiedy natomiast zdarza się, że intro zmienia się w inne intro lub spokojny space rockowy utwór a kiedy muzyka  wprowadzi nas w trans, nagle pod koniec przerwana jest przez jakieś przedziwne syntetyczne dźwięki, buczenia, zakłócenia. Brzmi to co najmniej jakby muzycy wpletli pozyskaną przez przypadek transmisję cywilizacji pozaziemskiej. W innym miejscu perkusja została potraktowana totalnym pogłosem, który w wraz z trwaniem utworu oddala nam ją coraz bardziej. Z dezorientacji wybudzają nas mocne brzmienia kolejnego elektronicznego utworu, w którym oprócz hipnotycznego wokalu,  pojawia się magiczne jakby wyrwane z otchłani czasu solo na gitarze, które następnie jest dekonstruowane przez taśmowe echo.

W zasadzie o każdym kawałku można byłoby oddzielnie opowiadać. Nie chcę tego robić lecz zachęcam do samodzielnego słuchania. „Ghost Machine” należy do tych płyt, która trafia po wielu przesłuchaniach. Muzyka i pomysły na niej zawarte odpłacają nam za tę cierpliwość z nawiązką. To niezwykle ciekawa podróż.

Łebski

Chrome - strona oficjalna

Chrome na fb


 

Przeczytaj inne recenzje Chrome na Industria:

Chrome "Techromancy"