Permis De Construire Deutschland 1992

Cable Regime - Life In The House Of The EnemyRecenzując Cable Regime nie sposób uniknąć porównań do Godflesh. Nie chodzi o same podobieństwa w muzyce, gdyż te nasuwają się same, chociaż w zasadzie nie  bezpośrednio. Cable Regime dysponując podobnym instrumentarium (automat perkusyjny, bass, gitara, wokal) i wychodząc mniej więcej z tej samej stylistyki jak Godflesh, podążyli w zupełnie innym kierunku tworząc swój własny charakterystyczny styl.

Nie można pominąć faktu, iż był to zespół blisko związany z Godflesh.  Paul Neville z Cable Regime grał w Godflesh jako drugi gitarzysta na kilku wczesnych płytach tego zespołu, mianowicie: Streetcleaner (część utworów), Slavestate oraz Pure. Był również jednym z założycieli Fall of Because - formacji, na bazie której Justin Broadrick i Ben Green stworzyli Godflesh.

Paul Neville odszedł z Godflesh w 1992 roku rozwijając wraz z dwoma innymi muzykami własny projekt Cable Regime. W rzeczywistości projekt ten istniał już od 1988 roku i czasami oba zespoły koncertowały wspólnie, dzieląc scenę z takimi kapelami jak chociażby Fudge Tunnel.

W 1992 roku roku, pod szyldem niemieckiej wytwórni, ukazała się pierwsza płyta nowego projektu Paula Nevilla: "Life In The House Of The Enemy".  Znamienne jest również to, że Justin Broadrick (Godflesh) poniekąd "maczał" palce w tej płycie, ponieważ pomagał miksować cały materiał. Był również współproducentem (cokolwiek to słowo oznacza). 

Na płycie muzycy wypalili pięć utworów a cały materiał trwa 47 minut. Trzonem czy szkieletem całej muzyki jest jednostajnie i mechanicznie brzmiąca sekcja rytmiczna. Są to połamane rytmy z automatu perkusyjnego lub samplera oraz fajnie brzmiąca gitara basowa. Na tle tej siermiężnej i mechanicznej sekcji Cable Regime, przy użyciu gitar, dawkują na zmianę przetworzony efektami gitarowy noise lub swobodnie grane partie gitar, tzw. rify, które często ewoluują i ustępują miejsca mniej lub bardziej noisowym imrpowizacjom. W tle pojawiają się również inne dźwięki pochodzenia elektronicznego. Są to pulsujące, bzyczące efekty, szumy, czy spróbkowane rozmowy.  Przy pierwszym słuchaniu można odnieść wrażenie, iż jest to muzyka instrumentalna. W rzeczywistości wokal występuje tylko w części utworów. Jest go jak na lekarstwo. Paul Neville bardzo oszczędnie dozuje swój wokal. Jego głos pojawia się albo wyjątkowo późno, np. po trzech minutach i  w zasadzie na krótko (utwór "The Patti Hearst Show") albo tylko co jakiś czas i również na krótko (23 minutowy utwór "San Sameon"). Jest to z pewnością celowy zabieg. Swoje teksty wykrzykuje z wyluzowaną obojętnością. Wokal jest przetworzony efektami i nieco wycofany. 

Muzyka, choć w dużej części improwizowana, oparta jest na powtarzających się rytmach z automatu, które od czasu do czasu co prawda zmieniają się ale w większości kawałków pozbawione są tzw. przejść, charakterystycznych dla typowej gry na perkusji. Wyjątkiem jest czwarty utwór "King of Harlem", który jest szybszy i charakteryzuje się bardziej rozbudowaną strukturą. Te maszynowe beaty, nietypowo brzmiące gitary oraz wycofany, pojawiający się raz na jakiś czas wokal, sprawiają wrażenie wyobcowania, muzyki bezosobowej, mechanicznej. Ogólnie rzecz biorąc pierwsze cztery utwory można w łatwy sposób rozróżnić  i zrozumieć przekaz, natomiast podczas słuchania ostatniej  - 23 minutowej kompozycji po prostu gubię się i mam wrażenie, że nagle znalazłem się w jakiejś dziwnej pętli czasowej. 

Kiedyś na oficjalnej stronie myspace Cable Regime przeczytałem krótki i lakoniczny opis grupy: "Making beats and guitar noise since 1988." To bardzo krótkie sformułowanie dobrze opisuje, że muzycy prawdopodobnie traktowali swoją muzykę na luzie i mieli dystans do tego co tworzyli.

"Life In The House Of Enemy" jest to dosyć ciekawą płytą. Chociaż słuchając tego materiału odczuwa się pewien niedosyt, głównie ze względu na niedużą ilość utworów.  Również realizacja nagrań mogłaby być na nieco lepszym poziomie. Mam nadzieje, ze w przyszłości jakaś zacna wytwórnia rzuci na rynek wznowienie tej płyty z ponownym remasteringiem, który nadałby tej moim zdaniem wybitnej i nietuzinkowej muzyce więcej dynamiki i tym samym nieco więcej mocy. 

Muszę przyznać, że miejscami są tu słyszalne echa kultowej i cenionej płyty Godflesh "Streetcleaner". Również materia dźwiękowa "Life In The House Of Enemy" choć nieco prostsza i uboższa, ma podobną siłę kreowania obrazów, skojarzeń i tworzy specyficzną atmosferę. Jeżeli ktoś jest fanem takich kapel jak Godflesh, Treponem Pal, czy wczesnych płyt Pitch Shifter, to moim zdaniem powinien się również zaznajomić z Cable Regime. 

Łebski