Kongenial 2012

Kong - Merchants Of AirWydana w 2012 roku  „Merchants of Air” to jedna z ostatnich płyt Kong. Przyznam, iż jest to grupa, którą za świetne pierwsze płyty takie jak "Mute Poet Vocalizer" czy "Phlegm" od dawien dawna darzę sympatią i uznaniem. Ciekawostką jest iż w okresie, kiedy wydano recenzowaną płytę, w zespole oprócz muzyków z pierwotnego składu na garach młóciła sympatycznie prezentująca się perkusistka o blond włosach Marieke Verdonk. 

Na płycie znajdziemy świetne gitarowe riffy, ciekawe eksperymentalne brzmienia,  interesujące rytmy, wszystko okraszone świeżymi samplami i elektroniką.

Instrumentalna muzyka zawarta na tej płycie doskonale wpisuję się w stylistykę zespołu, która nie wiele zmieniła się od czasu wydanej w 1990 pierwszej płyty. Być może sekcja rytmiczna jest obecnie bardziej wygładzona, rytmy nie są aż tak połamane jak na wczesnych płytach. Zaletą tej zmiany jest jednak niewątpliwie to, że muzyka nie stoi w miejscu lecz ma energetyczny i żywiołowy charakter. Z pewnością na koncertach robi sporo zamieszania. 

Płytę otwiera wykonany w klasycznym instrumentalny stylu Kong utwór „Astral Calls”. Następnie tempo nieco zwalnia. Głośniki wypełnia niespieszny elektroniczny rytm podbudowany basem granym w stylu reggae/dub, rozrzucone w panoramie elektroniczne zgrzyty oraz… czego się nie spodziewałem wokal. Jest to raczej spokojny monolog, lecz w końcowej części utworu Back Into The Trees pojawiają się zdublowane melodyjne partie wokalne wsparte dodatkowo gitarą elektryczną. Pomimo iż jest to chyba najspokojniejszy utwór na płycie, trzeba przyznać, że brzmi dosyć nietypowo i oryginalnie. 

Kolejne utwory takie jak Blue Couch, czy No Strings Atached są bardziej żwawe. Marieke Verdonk z gracją wybija ciekawe rytmy na perkusji a pozostali muzycy doskonale robią pozostałą robotę. Końcowych smaczków dopełnia elektroniczna maszyneria.

Najciekawsze utwory moim zdaniem to El Pilar oraz No Strings Attached.

Na płycie oprócz metalowych riffów i cięższych uderzeń nie brakuje również spokojniejszych i wysublimowanych momentów o eksperymentalnym charakterze. Całość jest jednak spójna, jak na Kong przystało, a muzyka swobodnie płynie przez całe 57 minut dostarczając nam nie lada satysfakcji.

www.kong.nl

Łebski