Daniel Menche - Rusty GhostsRusty Ghosts to nietypowo wydany podwójny singiel amerykańskiego muzyka, eksperymentatora i performera Daniela Menche’a, który od początku lat dziewięćdziesiątych działa w szeroko pojętej muzyce elektroakustycznej, noise i dark ambient. To tylko powierzchowne określenia, gdyż klasyfikowanie jego muzyki, którą często tworzy oryginalnymi technikami jest bezcelowe. 

Omawiana płyta to skondensowana do minimum próbka jego dokonań. 

Okładka z dziwnego papieru zawiera dwie małe czarne winylowe płyty, które owinięto w jeszcze dziwniejszą niebieską przydużą folię. Singiel zawiera cztery utwory wypełnione niepokojącą, mroczną i eksperymentalną atmosferą. 

Materia dźwiękowa jest ciekawa. Swoim krótkim czasem trwania pozostawia niedosyt i zachęca do sięgnięcia po inne płyty artysty.  Dźwięki nagrane na każdej z obu stron małych winylowych krążków powoli sączą się z głośników i wprawiają słuchacza w dziwny nastrój konsternacji i zaciekawienia. Gęste elektroakustyczne drony uzupełniają częściowo wygładzone i przetworzone dźwięki szurania, szeleszczenia, zwolnione odgłosy czegoś nieokreślonego. Podoba mi się, że kompozycje nie są długie ani usypiające. Umiejętnie skomponowany miks rozwija się stopniowo poprzez powolne zgłaśnianie i zagęszczanie dźwięków. Barwy częściowo wygładzone, przetworzone otaczają słuchacza, brzmią jak nawoływania zza światów a ogólny klimat nagrań sprawia iż możemy poczuć gęsią skórkę. W kulminacyjnym momencie, tuż przed końcem utworu nagromadzenie barw i poziom dynamiki wytwarzają napięcie, by po dłuższej chwili nastąpiło rozwiązanie. Wszystkie barwy rozpływają się w powietrzu aż do absolutnej ciszy, którą przerywa trzask igły gramofonowej dobijającej do środka krążka.

Nie jestem fanem singli wydawanych na malutkim winylowym formacie oraz na pozór bezsensownego rozbijania muzyki na kilka nośników. Przyznam jednak, że koncepcja Daniela Menche’a wydaje się przemyślana i zaplanowana. Przekładanie w tę i z powrotem małych winyli opatrzonych jedynie tajemniczą grafiką, na których nie uświadczymy żadnych informacji o nazwach, kolejności utworów czy prędkości odtwarzania muzyki rodzi pytania, budzi pewną naukową ciekawość. Sprawia, iż można się poczuć jakbyśmy słuchali nie tyle muzyki co tajemnych i eksperymentalnych nagrań czegoś niepokojącego. Sprawdzając, czy te krótkie kompozycje lepiej brzmią na prędkości 45 czy 33 szybko przyłapujemy się na tym, że słuchamy utworów po kilka razy. 20 minut nieświadomie przekształca się w 30, 40 itp. Mając narzucony wpływ zarówno na dowolną kolejność słuchania utworów jak i na ich brzmienie poprzez ustawienie różnej prędkości gramofonu słuchacz niejako partycypuje w kształtowaniu muzyki, która finalnie trafia do jego uszu.

Łebski